niedziela, 29 października 2017

Dyniowa katastrofa



        Uległam współczesnej, październikowo - listopadowej modzie na dynie. Uległość ta stopniowo przeistoczyła się w fascynację i wielką dyniową miłość. Przymiotnik „wielka” jest tu jak najbardziej adekwatny jakkolwiek nie każda dynia jest tą odmianą olbrzymią. Ooo, nie. Kocham także dyniusie malutkie, cudownie pomarańczowe oraz ich blade koleżanki o kształcie maczugi. Nie potrafię już oprzeć się urodzie dyń i kupuję je nieomal już nałogowo.    Ostatnio serce me skradła i do koszyka wskoczyła taka dorodna i cudna dynia. 
Jakże się do niej nie uśmiechnąć i nie przygarnąć? Rację miał pewien hodowca dyń prawiąc, iż dynia jest warzywem bardzo miłym bo prawie zawsze wywołuje uśmiech. To prawda, chociaż niecni ludzie wykorzystują jej wizerunek stylizując dynie na halloweenowe straszydła. Niegodziwcy. Ale, ale… Niewykluczone, że ta właśnie wredna stylizacja walnie przyczyniła się do triumfalnego powrotu dyni i jej dynamicznie rozwijającej się kariery.


        Przejdźmy jednak do konkretów. Urodziwa dynia, zaraz po sesji zdjęciowej, została dość brutalnie przerobiona na dyniowe puree. Niestety, stało się to za pomocą ostrego noża oraz wysokiej temperatury piekarnika. Sorry, ale taki… Jest los warzyw, nawet tych najpiękniejszych. Moja dynia  okazała się pięknością z gatunku nieco złośliwych co okaże się jasno i w kolorze w finale notki. Póki co, udało się uzyskać pięknie pomarańczowe, gęste i puszyste puree, z którego powstać ma dyniowe ciasto.   

Z entuzjazmem sięgam po mą zabytkową kuchenną wagę, aby odmierzyć potrzebne 250 g złocistej masy dyniowej. Trrraach… Cenny zabytek rozlatuje mi się w rękach i nic już nie odmierzy. Bunt jakiś czy co? Wagi zastępczej brak więc w desperacji czytam raz jeszcze recepturę i znajduję tam wskazówkę, że 250 g musu z dyni równa się 250 ml. Hurrra! Miarkę mililitrową mam. Mieszam, roztapiam, miksuję, przesiewam wszystkie składniki zgodnie z recepturą, a na koniec… Siuuup do pieca! Rośnie, rumieni się, pachnie zgodnie z przepisem. Wkrótce po wyjęciu z piekarnika ciasto robi powolne puuuufff… I z godnością opada formując w swym wnętrzu klasyczny,  rozległy zakalec. Radość opada równie szybko jak klapnięte ciasto.


 No i nie mówiłam, że złośliwa ta dynia? Tak mi odpłaciła za potraktowanie nożem i piecem. W odwecie, resztę musu przerobiłam na zupę. Zupa zawsze się udaje i w tym jedyne pocieszenie dla feralnej piekarki.
 

  Jaka piękna katastrofa?

 

37 komentarzy:

  1. Upiekłam chleb z dynią, zrobiłam kilka słoiczków musu na "zaś" i odrobinę zamroziłam. W tym roku jakoś nawet na dynię nie mam ochoty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do chleba już nie mam odwagi się zabrać. Piekłam chleb wg Twojego przepisu " Mój ci on" i raz udał się a raz nie.
      Mam też trochę musu zamrożonego i dynię w kosteczkach też zamrożoną więc nie mówię stanowczego NIE dla dyni.

      Usuń
  2. Jak już pisałem na blogu Iwony Kmity, znam wiele przepisów z dyni, ale nadal tajemnicą pozostają dla mnie przepyszne ciasteczka mojej babci w których poza miąższem dyni dodatkowym składnikiem były podsmażane pestki z dyni. Dynię lubię w każdej postaci, nawet tę zaprawianą octem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może niech lepiej ciasteczka pozostaną we wspomnieniach? Przynajmniej nic ich nie zepsuje:))
      Pestki z tej "złośliwej dyni" suszę przy kaloryferze. Może chociaż z nich będzie pożytek?

      Usuń
    2. Lepiej połóż je na kaloryferze, bo mogą się zepsuć.

      Usuń
    3. Wysychają fajnie.

      Usuń
  3. Jaka pracowita jesteś! Ja pestki beztrosko wyrzucam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wyrzucałam, ale tym razem zrobiło mi się ich żal.Pewnie wyrzucę je trochę później bo nikt nie będzie miał cierpliwości do łuskania:))

      Usuń
    2. Ja też wyrzucam... A twoje ciasto wygląda bardzo ładnie, mam nadzieję, że mimo zakalca dobrze smakuje. U mnie dziś zupa - jak zawsze wyszła wspaniale:)

      Usuń
    3. Niestety, ciasta nie dałam nikomu do zjedzenia:)) Wyrzuciłam z bólem serca, bo bardzo rzadko zdarza mi się marnować żywność. Zupa dyniowa też zawsze mi się udaje. Zdradzę sekret: daję mleczko kokosowe w charakterze rozpuszczalnika masy dyniowej. I sporo kurkumy i imbiru.
      Smacznego!

      Usuń
    4. Wprawdzie kilka osób (Maradag, Iwona Zmyślona) już opisało swój stosunek do zakalca i pestek z dyni to jednak
      chciałbym przypomnieć, że w k a t e g o r i i p e s t e k d y n i a b i j e n a g ł o w ę i n n e p e s t k i tego typu, i jako taka j e s t n a j s m a c z n i e j s z y m d o d a t k i e m . Jest dobry sposób na taką obróbkę pestek, aby ich czubki same się otworzyły. Zakalca, szczególnie dyniowego i drożdżowego, też uwielbiam, ale tak jak i z innymi potrawami nie można dużo i na raz, wtedy jest OK. Na zakalce też mam dobry sposób na to, aby się nie tworzyły, a jak już się zrobią, to jak je wykorzystać.

      Andrzej Rawicz (Anzai)

      Usuń
    5. Informuję, że moje pestki są zjadane. Wczorajszego meczu nie przetrwało dość sporo z nich. Dochodzę do wprawy w ogryzaniu brzeżków pestki i wydłubywaniu cennej pestki.
      A co jesteś taki tajemniczy? Zdradź swoje sposoby na pestki i zakalce.

      Usuń
    6. Pestki należy "wyprać" z resztek miąższu, namoczyć tak jak groch przed gotowaniem, i dopiero potem suszyć dość szybko w jakiejś suszarce. Ja jednak wolę tradycyjnie, bo te dłużej się trzymają.
      A zakalce wszelkie załatwiam mechanicznie, czyli kruszenie, suszenie, i mielenie. W takiej postaci nadają się do zastosowania tak jak bułka tarta, są tylko o wiele smaczniejsze. Można też z nich ponownie zrobić ciasto, ale to już większa sztuka. Przepisów nie podaję, bo każda dynia i zakalec mają swoje wymagania.

      Usuń
    7. Intuicyjnie postępując pestki wyprałam i "odciekłam" na sitku.Suszenie było średnio gwałtowne bo na kaloryferze przy pomocy ręcznego mieszania od czasu do czasu.
      O! Obróbka mechaniczna zakalców jest godna zapamiętania. Na bułkę tartą zdają się nadawać zakalce drożdżowe i może kruche. Zakalec dyniowy jakoś nie pasuje mi nawet do zmielenia:)) Ale rację masz, że trzeba kombinować w zależności od możliwości i potrzeb.

      Usuń
    8. No to prawie doskonale! Jednak z pestkami trzeba tak jak np. z makiem, zamoczyć i czekać aż zaczną pęcznieć, wtedy są jeszcze smaczniejsze.

      Usuń
    9. Acha, następne pestki namaczam po wypraniu:)) Hi,hi,hi... Odwrotnie niż w reklamie:))))

      Usuń
    10. A na jakim programie porać? U mnie nie ma specjalnego programu do pestek. Namaczanie mam. :)))

      Usuń
    11. Porać ręcznie:)))

      Usuń
    12. Hi, hi, hi... A porać nie pisze się poradź? ;) :)))

      Usuń
    13. No właśnie! No to poradź jak prać:))

      Usuń
  4. Pyszny est keczup z dyni i zawsze się udaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ketchup z cukinii, sama robiłam:)) Poproszę o przepis na ketchup dyniowy, chętnie wypróbuję.

      Usuń
  5. Piękny zakalec! Palce lizać. Od razu przypomina mi się śp. wujek Heniutek, który uwielbiał zakalce. Mama dzwoniła: upiekłam ciasto...zakalec... Wujek meldował krótko: przyjezdżam! :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za późno ta wiadomość. Zakalec już w kuble, nie miałam odwagi nikomu go dać.

      Usuń
  6. Wielka szkoda, że mieszkamy tak daleko od siebie. Nie lubię pure z żadnych warzyw, ale zakalcowe ciasto i pestki do łuskania, to jest to co lubię najbardziej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielka szkoda, że dzieli nas odległość bo chętnie podarowałabym pestki:)) Zakalca raczej nie, bo bałabym się ewentualnych problemów z brzuchem:))
      Ale miło, że nie potępiasz nieudanego ciasta.

      Usuń
  7. Klik dobry:)
    Katastrofa faktycznie z gatunku urodziwych. A zupa z dyni najlepsza.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się podobała i dlatego pokazałam:)) Co prawda nikt mnie nie pochwalił za odwagę pokazywania katastrof ale co tam!

      Usuń
    2. Toż katastrofy to najbardziej nośny temat medialny.

      Usuń
    3. Hi,hi,hi... Ale nie na blogach:)))

      Usuń
    4. Na blogach też wskazane katastrofy. Niektórzy bardzo je lubią. Czasem, gdy pokazuje się coś ładnego, pojawia się komentarz, np: dobre ale może się zepsuć, ładne ale posiwieje, wesołe ale smutno sie skończy itd... itp...

      Usuń
    5. Dobre:))) W takim razie czuję się jak najbardziej "trendy". Zakalca już nie można zepsuć.

      Usuń
  8. Witaj Bet! Ten kociokwik na ten temat skwitować tylko należy krótkim"A paszoł won!".
    Pewnie,że tradycje rodzime..no pewnie.
    Ale już w Europie jesteśmy i komu wolno,tak skolko ugodno..WOLNOŚĆ,O KTÓRĄ TAK DŁUGO WALCZYLIŚMY...Jest! Mimo takich tam...

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj tam, oj tam, zakalec w cieście dyniowym to żadna katastrofa, spokojnie można zjeść, no chyba że ciasto niedopieczone ;)
    A na "łatwe" pestki trzeba siać dynie bezłupinowe, u mnie pięknie obrodziły w tym roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopieczony był ale taki jakiś "zakalcowaty" ten zakalec:))
      Pestek w łupinach nikt nie chce jeść bo "za dużo roboty" aby sie do nich dostać.

      Usuń
    2. I właśnie po to "wymyślono" dynie bezłupinowe :)
      Ciasta dyniowe zawsze piekę około 10-15 minut dłużej niż zwykłe, jeszcze mi się zakalec nie przytrafił, ale...wszystko przede mną ;)))

      Usuń
    3. Dobrym gospodyniom zakalce się nie przytrafiają:)) A bezłupinowych nie znałam:(( Trudno, sama pokonam te łupiny. Dłubię je jak wiewiórka.

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.